W czasie weekendu doszło do dwóch wypadków samolotów ultralekkich. W niedzielę po południu, polski samolot ultralekki Gemini, w czasie lotu na lotnisko, spadł w Warszawie na wiadukt przy ulicy Marymonckiej. Zginęły dwie lecące maszyną osoby – instruktor i uczeń.
W sobotę na lotnisku Aeroklubu Bydgoskiego, ultralekki, dwupłatowy samolot runął z wysokości około 300 metrów i zapalił się przy uderzeniu o ziemię. Na miejscu zginęli pilot i pasażer samolotu. 22 takie maszyny ma w ewidencji Urząd Lotnictwa Cywilnego. Około 30 takich samolotów, zarejestrowanych poza Polską, stale lata w naszym kraju – poinformował w poniedziałek Wojciech Gil z biura prasowego Urzędu Lotnictwa Cywilnego (ULC). Badania wykazały, iż przyczyną wypadku awionetki nad Warszawą była prawdopodobnie awaria silnika.
Jak powiedział ekspert lotniczy, naczelny redaktor "Przeglądu Lotniczego – Aviation Revue" Krzysztof Krawcewicz – Na wyznaczonej trasie nad Warszawą samoloty lekkie i ultralekkie latają rzeczywiście dość nisko – do około 400 metrów; ale jest to efekt przepisów dotyczących lotów nad miastem i struktury przestrzeni powietrznej. Nie powinno to denerwować mieszkańców – Jego zdaniem "niepotrzebnie" samoloty z lotniska Babice są kierowane nad miasto. – Zamiast wykonać ciasno podejście do lądowania, są wysyłane trasą do Wisły, po Wisłostradzie i trasą Toruńską. To runda na pół Warszawy, a czas pobytu maszyny nad miastem trzeba skracać do minimum – dodał.
Samoloty ultralekkie są w polskim prawie lotniczym kategorią stosunkowo nową. W Unii Europejskiej, Czechach i na Słowacji można je rejestrować od 10 lat, w Polsce od połowy poprzedniego roku. Samolot ultralekki, to samolot sportowy o prędkości minimalnej do lądowania nie przekraczającej 65 km/h i maksymalnej masie startowej nie przekraczającej 495 kg dla wodnosamolotu dwumiejscowego i 450 kg – dla samolotu lądowego dwumiejscowego.
Pilotowanie samolotu ultralekkiego w Polsce jest możliwe po uzyskaniu świadectwa kwalifikacji pilota ultralekkiego statku powietrznego lub uznania zagranicznej licencji pilotażu. Oba te dokumenty są wydawane przez ULC.
– Nie mieliśmy żadnej kontroli nad samolotem, który rozbił się w niedzielę w Warszawie – przyznaje Urząd Lotnictwa Cywilnego. Maszyna była zarejestrowana w Czechach i to tamtejszy urząd odpowiada za jej stan techniczny.
Szacuje się, że "obcych" samolotów na polskim niebie jest tyle samo, co maszyn zarejestrowanych w Polsce. Polskie raz do roku przechodzą szczegółowe badania techniczne, a także wyrywkowe kontrole. Zagraniczne samoloty są sprawdzane tylko raz w ciągu 12 miesięcy przez inspektorów z krajów swojego pochodzenia.
Właściciel lub operator takiego statku powietrznego jest odpowiedzialny za utrzymanie takiego stanu, jaki był w czasie badania – mówi Zygmunt Mazan z ULC. Polscy urzędnicy nie mając żadnego wpływu na kontrolę obcych maszyn. Rozwiązaniem byłoby stworzenie społecznej inspekcji, która dbałaby o stan techniczny wszystkich małych samolotów. Mówi się o tym od dawna, ale państwo nie chce dać pieniędzy na rozruch tej instytucji.
Źródło: gazeta.pl