Ratownicy TOPR przez kilka godzin szukali w niedzielę dwóch turystów z Trójmiasta, którzy nie dość, że nie mogli uzgodnić trasy wspólnej wycieczki, to wykazali się jeszcze wyjątkową beztroską.
Pogoda w sobotę rano nie była pewna, mimo to dwaj turyści z Trójmiasta zdecydowali się pójść na Rysy. Wyszli ze schroniska w Morskim Oku po 9. rano. Na szczyt dotarli około 13. Odpoczęli chwilę i zaczęli schodzić. Gdy dotarli do Buli pod Rysami – było już po 15. Doszli do wniosku, że szkoda tak kończyć dzień i gdzieś jeszcze można by skoczyć. Nie byli jednak w stanie uzgodnić – gdzie.
Jeden zaczął więc wracać, by przejść na Słowację, drugi wybrał wycieczkę na Chłopka. Gdy się rozstawali, była już godzina 16. Jak można się domyślić, obu zaskoczył w górach zmrok. Amator wycieczki na Słowację doszedł w rejon Chaty pod Rysami, podobno minął ją około północy i postanowił zawrócić. Drugi z turystów utknął w trudnym terenie pod Chłopkiem. Wysłał nawet do kolegi sms-a z prośbą o pomoc. Ten jednak, pochłonięty trudami schodzenia z Rysów (kilka razy wywrócił się i potłukł) – wiadomość od kolegi skasował.
Po nocy spędzonej w górach, o 5 rano dotarł do schroniska. W tym czasie jego kolega wysłał mu jeszcze raz pocztą głosową prośbę o ratunek. Ten był jednak na tyle zmęczony, że odsłuchał ją dopiero po godz. 9 i wreszcie zawiadomił TOPR. O godz. 9.20 na poszukiwania wyleciał śmigłowiec, penetrował rejon, w którym mógł utknąć turysta. Ponieważ przez Grań Mięguszowieckich przewalały się mgły, z pokładu nie dostrzeżono poszukiwanego. W góry wyruszyły cztery 2-osobowe patrole ratowników. Kilkugodzinne przeszukiwanie szlaków i wreszcie żlebów nie dawało jednak żadnych rezultatów. O 16.10 z Morskiego Oka przyszła informacja, że przed chwilą dotarł tam poszukiwany turysta.
Jak się okazało, udało mu się rano wydostać z trudnego miejsca. Doszedł na Przełęcz pod Chłopkiem, zaczął schodzić i dopiero, gdy doszedł do Hińczowych Stawów, zorientował się, że jest na Słowacji. Postanowił więc przez Rysy wrócić do Morskiego Oka. Widział przelatujący śmigłowiec, ale nie zareagował. Akcja ratownicza trwała ponad 8 godzin. Dwie godziny latał śmigłowiec. Obaj trzydziestoletni mężczyźni w rozmowie z ratownikami zarzekali się, że znakomicie znają Tatry i właściwie nie widzieli nic złego, w tym, co się stało.
Źródło: www.e-gory.pl