Liderzy brytyjskiego przemysłu turystycznego zwrócili się do rządu z prośbą o wyznaczenie w jego obrębie osobnej jednostki zajmującej się polityką turystyczną kraju.
Dzisiaj sprawami turystyki w Wielkiej Brytanii zajmuje się Ministerstwo Kultury, Mediów i Sportu. Zdaniem przedstawicieli sektora turystyki, wbrew wyborczym obietnicom, poświęca im ono zbyt mało uwagi.
Brak zaangażowania rządu uwidocznił się na ostatniej konferencji UK Inbound – najważniejszej w kraju organizacji turystycznej, skupiającej ponad 290 największych firm turystycznych. Nie przybył na nią żaden z działaczy Partii Pracy. Pojawił się za to rzecznik prasowy konserwatystów Malcolm Moss, który zapowiedział, że jego partia zajmie się wkrótce szerzej sprawami turystyki.
Przedstawiciele sektora turystycznego są jednak podejrzliwi – docenili plany gabinetu cieni, ale zaznaczyli, że będą się bardzo przyglądać ich poczynaniom w interesującej ich dziedzinie. Powtórzyli też, że turystyce potrzebna jest rządowa instytucja, która zajmie się tylko jej problemami. Przedstawili też swoje żądania: pragną, by na nowo rozpatrzyć zakaz działalności pubów przez całą dobę i kontrowersyjny przepis o podatku licencyjnym. Nie podoba się im też fakt, iż uprawnienia dotyczące regulacji w sektorze turystycznym przekazane zostały władzom w terenie. Ich zdaniem to spowodowało, że brak jest w Wielkiej Brytanii całościowej, strategicznej wizji turystyki. Taka sytuacja jest też według nich przyczyną nierównomiernego rozwoju infrastruktury turystycznej w poszczególnych regionach kraju, co jest szczególnie alarmujące po lipcowych atakach terrorystycznych w Londynie.
Członkowie UK Inbound narzekają, że choć jakość ich usług nigdy nie była tak wysoka jak obecnie, jest im trudno konkurować z innymi państwami w dziedzinie turystyki. Obwiniają za to wysokie koszty prowadzenia tego typu działalności – przede wszystkim podatki. Czy rząd zareaguje na powtarzające się ze strony branży turystycznej zarzuty o chciwości fiskusa – okaże się wkrótce.
EB